środa, 29 października 2014

MAMY CAFE - oczywiście na plusie ;)

 Chyba każda krakowska mama w końcu trafia w to miejsce. Mamy Cafe na ul. Sławkowskiej to sztandarowy przykład kawiarni w stu procentach skierowanej do rodziców z dziećmi, począwszy od wyposażenia, kończąc na menu dla najmłodszych. Klient jest nieprzypadkowy, więc nie spotka się tu raczej nikogo poza mamami z dziećmi, ewentualnie przyszłe mamy, albo osoby towarzyszące mamom. Fajną sprawą jest pokój zabaw, który wygląda jak prawdziwy raj przedszkolaka, w toalecie jest bardzo wygodny przewijak, pokoju do karmienia jednak brak, ale wynagradza to atmosfera miejsca. Właściwe nazwałabym to specjalną strefą karmienia - w tym miejscu to się rozumie samo przez się. Wnętrze jest jasne, w stylu amerykańskiej cukierni dla dzieci - czyli słodko. W lecie funkcjonują stoły pod parasolami w podwórku, a dla dzieci trampolina. Minusem jest dojście do kawiarni - przez wewnętrzny korytarz kamienicy, w pobliżu kontenerów z odpadami. Poza tym same plusy. A zjawiłam się tam z okazji zorganizowanej na facebooku akcji wymiany ubranek dziecięcych. Można było przynieść też swoje nieużywane rzeczy - ubrania, kosmetyki, książki, itp, co też zrobiłam i bardzo dobrze na tym wyszłam, bo okazało się, że moje dziecko było najmłodsze. Mamy polowały raczej na ciuchy swoich kilkuletnich pociech i nikt nie chciał ubranek w rozmiarze 56 :) Za to ja się obłowiłam w kilka ładnych bodziaków, bluzeczek i sweterków. Tzn Madzia się obłowiła, a ja wręcz przeciwnie - pozbyłam się zalegających w łazience i nieotwartych kosmetyków.
Warto śledzić stronę kawiarni na facebooku - dzieje się tu sporo fajnych rzeczy, w których warto wziąć udział. Albo po prostu wpaść na kawę z koleżanką i dzieckiem.


edit: Heh, jako że publikuję tego posta ze sporym opóźnieniem spieszę z informacją, że Mamy Cafe zmieniło lokalizację i mieści się teraz na ul. Karmelickiej 52, więc mój komentarz do tego miejsca jest nieaktualny. Ktoś chętny do sprawdzenia nowej miejscówki? :D

niedziela, 31 sierpnia 2014

ŻEGNAJ LATO


To zdjęcie Mateusz zrobił dzisiaj stojąc na ganku domku moich rodziców. Taki widok miałam przez cały sierpień. Na początku nie było tylko tych smutnych, suchych liści, a zieleń była mniej dojrzała. Przez ten miesiąc, który spędziłam głównie z Madzią i moją mamą okazało się, że jest mi teraz bardzo dobrze, a różnie z tym poczuciem bywało. Jeszcze w ciąży wydawało mi się, że po porodzie koniecznie muszę wrócić jak najszybciej do pracy i planowałam swój dalszy, tak zwany rozwój osobisty, myślami ciągle gnałam naprzód. Teraz to w ogóle nie ma dla mnie takiego znaczenia. I to nie jest wcale tak, że zagryzam wargi, wbijam paznokcie w dłonie i mówię sobie, że jak tylko dzieciak zacznie jeść to, co wszyscy, to rzucam cały domowy bajzel i robię karierę. Czas teraz jakby zwolnił, a jednak ucieka tak prędko - patrzę na zdjęcia Madzi sprzed miesiąca i widzę TAK KOLOSALNE zmiany, że wprawia mnie to w zakłopotanie pomieszane z zachwytem. I chcę te wszystkie ulotne chwile spędzone z nią zachować w pamięci. Bo to tak szybko ucieka, a przecież to najpiękniejsze i najcenniejsze wspomnienia. To tak jakbym urodziła się na nowo i znowu była dzieckiem. I całe dzieciństwo przede mną - fajna perspektywa :)


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

SZTUKA DNIA

Zofia Dubielowa, Chłopska Madonna

Ten obraz wisi od jakiegoś czasu w domu mojej mamy, nad fotelem, w którym zwykłam siadać z Madzią do karmienia. To taki rytuał zupełnie jak codzienna modlitwa. Lubię tak o tym myśleć.

środa, 20 sierpnia 2014

BONARKA CITY CENTER - A JEDNAK NA PLUSIE!

Muszę zwrócić honor projektantom galerii handlowej Bonarka. Jakiś czas temu pisałam o tym miejscu niezbyt pochlebnie, a jak się dziś okazało nie miałam racji. Otóż pojechałam z mamą i Madzią wywołać zdjęcia do Bonarki i przy okazji przytrafiła nam się pora karmienia. No to do Smyka! Wyjechałyśmy windą pod zegarem na pierwsze piętro, przeszłyśmy przez strefę gastronomiczną, a tu... proszę bardzo! Jest pokój matki i dziecka. I można spokojnie wjechać z dużym wózkiem. Co prawda nie ma takiego wypasu jak w Smyku, ale jest wszystko, co niezbędne. Zresztą - oto zdjęcia:


wtorek, 19 sierpnia 2014

CHIMERA NA PLUSIE

Mam ostatnio długą przerwę w prowadzeniu bloga z racji wakacji na wsi, gdzie cywilizacja w prawdzie dotarła i nawet jest internet, oraz satelita, ale ogromną konkurencją dla nich są: las, zielona trawa, ścieżki spacerowe, wspaniały ogród mojej mamy i chyba przede wszystkim ganek. Drewniany ganek obrośnięty wiekowymi pelargoniami i pnącą różą, na którym przesiaduję większość czasu (kiedy Madzia śpi) czytając zaległe lektury, pijąc herbatki i zajadając maliny prosto z krzaka. W tej sytuacji internet i telewizja nie są dla mnie żadną atrakcją ;)
Miałam jednak mały przerywnik życia wiejskiego i z okazji wizyty mojej koleżanki w Krakowie wybrałyśmy się na obiad do Chimery - najlepszej sałatkowej restauracji krakowskiej. Nie wiem, czy jest w Krakowie ktoś, kto nie zna tego miejsca. Na studiach było to chyba najczęściej odwiedzane przeze mnie miejsce w porze obiadowej. Niedrogie wtedy, małe zestawy, którymi najeść się można po same uszy, teraz już nie są takie super tanie (wtedy jakieś 10zł), ale dalej mogą uchodzić za przystępne. Razem z napojem i małym słodkim deserkiem dobijamy do 20zł za zestaw dla jednej osoby. No i klimat tego miejsca sprawia, że chce się wracać i wracać. Na górze część sałatkowa otwarta przez cały rok kusi zielonym sklepieniem, pnącymi roślinami i urokliwymi drewnianymi stolikami na lekko chwiejnych nóżkach, na dole w piwnicy mieści się restauracja z pełnoprawnym menu. Tam też, w restauracyjnej toalecie przewinęłam dziecko. Bar sałatkowy ma także swoją toaletę na półpiętrze, ale bez przewijaka. Karmiłam przy stole owinięta chustą i przysłonięta wózkiem - nikt się chyba nawet nie zorientował ;)